Bielą brzozy
Mniej lub więcej gdzieś nad głową,
zaszeptało, roztęczyło,
wiatr zapachniał maciejkowo
bielą brzozy szumi miłość.
Bielą brzozy, zapatrzeniem
serce wzbiera, biegnie bose
by się wtulić w skwarne dłonie
smak odszukać tamtych wiosen.
Tamtych wiosen, tamtych świtów
rozszeptanych zawstydzeniem,
odkrywanych do zachwytu,
otulonych tylko w cienie.
Bielą brzozy szumi miłość
czerwcowymi marzeniami.
w splotach palców coś ożyło
coś rozsiadło między nami...
Gdy rozkwitam bez słów
Wciąż na palecie życia mieszam,
zmieniam odcienie i kolaże.
Do jutra krzyczę głośno- niech tam
gubiąc w pończoszce oczka marzeń.
Dni kroplomierzem czas nam kapie
i co raz więcej go i pełnie.
Już chyba nawet nie potrafię
zdejmować z nocy sukni stęsknień.
W skansenie dłoni tulić dotyk
wciąż czując jego smak na ciele,
snom tylko opowiadać o tym
co już być nie potrafi celem.
Na jutro schować by starczyło
wypełnień dłoni do zachwytu.
Gdy się w codzienność stroi miłość
słów nie potrzeba - tylko przytul...